poniedziałek, 14 listopada 2011

Pełnia

            Dziś nie o haftowaniu....chociaż z nim związane. Zaczęło się normalnie. Siadam przy oknie w rogu mojego narożnika poddając się natchnieniu wyszywania, nagle zastanowiło mnie to, że mam  jak na późny wieczór  dość jasno....hmmm spoglądam na sufit normalnie, spoglądam przez okno i .... widzę jak z horroru o wilkołakach, olbrzymi księżyc, który starał się niczym Don Kichot walczyć z chmurami jak z wiatrakami. Jednak one go ciągle zasłaniały tworząć mroczny charakter jesiennego wieczoru.... 
                Oczywiście rzucam wszystko i biegnę po aparacik. Ponieważ nie jestem zawodowcem stałam przy oknie kilka dobrych minut zanim cokolwiek udało mi się uchwycić. Zmarzłam ale było warto. Oto jak księżyc zaglądał w sobotę w moje okno :) 

2 komentarze: